niedziela, 29 września 2013

"İşçiyiz, haklıyız, kazanacağız!" – jesteśmy robotnikami, mamy rację, wygramy!

Dla odmiany o czymś pozytywnym – w pewnym sensie. 

W centrum Stambułu, Şişli, mieści się kilkanaście fabryk tekstylnych. Podejrzewam, że warunki pracy są niewiele lepsze niż w sweatshopach w Azji. W styczniu br. właściciel jednej z fabryk, Kazova, nie zjawił się w swojej firmie. Razem z nim zniknęła szansa na wypłacenie zaległych za 4 miesiące pensji. Z dnia na dzień ludzie zostali bez pracy i właściwie bez możliwości domagania się wypłacenia zaległych pensji oraz rekompensaty z tytułu nagłego wypowiedzenia – jeżeli tak to można nazwać. W kwietniu okazało się, że nieobecny właściciel zaczął wywóz maszyn. Do tej pory słabo zorganizowani byli pracownicy Kazovej zebrali się pod fabryką i rozbili namiot. Z pomocą organizacyjną przyszedł Ruch Rewolucyjnych Robotników (Devrimci İşçi Hareketi). Dla niewtajemniczonych: jeżeli nazwa jakiejkolwiek organizacji w Turcji zawiera słowa „robotnik” lub „rewolucja” to jest to, z perspektywy władz, organizacja terrorystyczna. 

Więc ci „terroryści” pod koniec kwietnia przejęli opuszczoną fabrykę, naprawili własnymi środkami trzy maszyny i rozpoczęli produkcję. Nabywców znaleźli na dzielnicowych forach (od czasów Gezi wiele dzielnic utworzyła regularnie się spotykające fora, które zajmują się problemami dzielnic). 

Wczoraj w ramach akcji solidarnościowej z okupującymi fabrykę Kazova robotnikami zorganizowano pokaz mody. Na wybiegu pojawiło się kilku artystów, wśród mówców nie zabrakło moich ulubieńców czyli Rewolucyjnych Muzułmanów. Byli prawnicy z Argentyny opowiadający o 340 fabrykach przejętych w ten sam sposób przez robotników, gdy właściciele uciekli w kryzysowym popłochu. Jak to określił jeden z mówców – „tegoroczna moda to: okupuj, stawiaj opór (diren) i produkuj ”. Zagrali też m.in. Bandista i Grup Yorum, odtańczono halay. Generalnie dość piknikowa atmosfera. 

Z tego co zrozumiałam założono już lub na dniach zarejestrowany będzie kolektyw, który zarządzać ma fabryką. W planach jest też otwarcie kawiarni i kursu przygotowawczego do liceum i na studia (bez takiego kursu młodzież praktycznie nie ma szans na kontynuację nauki na poziomie uniwersytetu. Program szkolny nie jest bowiem kompatybilny z egzaminami końcowymi. Innymi słowy na studia idą ci, których stać na lata kursów przygotowawczych lub ci, którzy załapali się na stypendia oferowane przez różne religijne stowarzyszenia i sekty). Co ciekawe, obyło się bez interwencji policji – przynajmniej tych w mundurach nie było ;) Pewnie byli zajęci aresztowaniami obrońców zwierząt na Taksimie(zatrzymano 19 osób). 

Niech ta opowiastka o Kazowej będzie też pretekstem do przyjrzenia się bliżej sytuacji robotników w 17-stej nawiększej gospodarce świata, o czym premier przypomina na każdym kroku. 

Otóż ta fantastyczna gospodarka ma najgorszy wynik w Europie jeżeli chodzi o wypadki śmiertelne w pracy  i jest trzecia na świecie pod tym względem – tak podaje Bianet. Dzienna norma wypadków w/przy pracy to 4-7 osób. W sierpniu na przykład zginęło 147 a w lipcu 110 pracowników. Dlatego od jakiegoś czasu nad Bosforem nie mówi się o wypadkach w pracy, ale o morderstwach w pracy. Co miesiąc na Taksimie zbiera się grupa pod nazwą „Warta sumienia i sprawiedliwości” - chcą zwrócić uwagę na (nie)beżpieczeństwo w pracy w Turcji i wyrazić solidarność z rodzinami, które straciły bliskich. 

Pracodawcy za wszelką cenę starają się uniknąć pozwu sądowego, więc „dobrowolnie” wypłacają rodzinie zmarłego odszkodowanie zastrzegając przy tym, że wraz z otrzymaniem pieniędzy rodzina zrzeka się prawa do wniesienia sprawy do sądu. Jest to postępowanie jak najbardziej legalne, zgodne też z tradycją lokalna tzw. pieniędzy za krew (kan parası). Kan parası było i jest formą zadośćuczynienia za śmierć członka rodziny i pozwala też członkom rodziny odpowiedzialnej za śmierć uniknąć krwawej zemsty. 

Firmy odpowiedzialne za śmierć pracowników wypłacając kan parası unikają odpowiedzialności karnej za spowodowanie śmierci i w rezultacie nic się nie zmienia w kwestii warunków pracy. Sytuacja nawet się pogorsza – za czasów AKP ilość wypadków śmiertelnych w pracy rośnie…

Pisząc to przypomniał mi się student - jeden z głównych inżynierów nadzorujących remont starej fabryki Bomonti na zlecenie Hiltona. Pewnego dnia przyniósł dzienny raport nt. bezpieczeństwa budowy – nawet jako kompletny laik na podstawie zdjęć byłam w stanie zidentyfikować zagrożenia. Pamiętam kabel średnicy 5cm pod napięciem leżący w piwnicy na wpół zalanej wodą, przez którą robotnicy musieli ciągle przechodzić. Albo tablicę rozdzielczą z wystającymi kablami bez jakiegokolwiek zabezpieczenia. Ów student również próbował mi wyjaśnić, że budowa rusztowania ze schodami trwa dłużej niż takiego bez schodów. Przyznał, że rusztowanie bez schodów jest bardziej niebezpieczne, ale wzruszył ramionami, bo zleceniodawcom zależało na czasie. I jeżeli tzw. poważna, operująca również zagranicą firma budowlana oszczędza na schodach w rusztowaniach, to co dopiero jakieś mniejsze firemki zatrudniające 20 a nie 2 tysiące robotników? Ach, umknęłoby mi: mój student nigdy nie jada w zakładowej stołówce, bo raz kilkudziesięciu robotników wylądowało w szpitalu z ostrym zatruciem pokarmowym. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz