Kiedyś naiwnie sądziłam, że większej buty niż wypieranie się
nagrań dokumentujących korupcję nie zobaczymy już w wydaniu RTE. Niestety
myliłam się. Gdy pod ziemią w kopalni Soma były jeszcze dziesiątki uwięzionych
górników, premier mówił o „przeznaczeniu” górników. Tak, bowiem taki już
górniczy los, że trzeba ginąć pod ziemią, a ci, którzy się oburzają i szukają
winnych, to prowokatorzy. Oczywistą oczywistością są bowiem wypadki. Żeby udowodnić
i tak już oczywiste fakty, premier przypomniał wszystkim o wypadkach w
kopalniach w Anglii i USA….z XIX wieku!
Powiedział też, że nie ma o co robić szumu, bo wiadomo, że
szum sprzyja prowokatorom i sabotażystom. Prowokatorem był też mężczyzna
skopany przez doradcę premiera – zdjęcie obiegło cały świat, ale w Turcji wielu
wierzy, że to istotnie była prowokacja. Potem okazało się, że premier osobiście
spoliczkował dziewczynę, której tata zginął w kopalni. Naiwnie sądziłam, że śmierci
ponad 300 osób oraz takiego pokazu arogancji i agresji rząd nie wytrzyma. O jakże
się myliłam. Nawet minister energetyki ma się dobrze w swoim ministerialnym
fotelu. Sytuacją nie zdaje się też zanadto martwić właściciel kopalni. Pierwsze
publiczne wystąpienie zorganizował 3 dni po pożarze. Mówił coś o bezsennych
nocach i jak to górnicy byli mu braćmi i synami. Ciekawam czy swoim synom też
daje 40 TL kieszonkowego dziennie. Bo za tyle pracowali górnicy w jego kopalni.
Bardzo ojcowska stawka dobowa. Wiadomo też, choć nie oficjalnie, że część
górników nie była zatrudniona bezpośrednio przez kopalnie, a pracowali na kontrakt
dla innej firmy. Prawdopodobnie nie byli ubezpieczeni. Być może dlatego w dzień
po wypadku padła strona tureckiego odpowiednika naszego ZUS-u. Żeby związki nie
mogły sprawdzić jak wygląda kwestia ubezpieczeń.
Z ubezpieczeniem czy bez, i tak zwłoki, które wyciągano spod
ziemi rejestrowano jako stan krytyczny i rzekomo umierali w karetkach – w ten
sposób można zaoszczędzić na odszkodowaniach dla rodzin. Na początku
twierdzono, że jest tyle ofiar, bo górnicy nie poszli do tzw. kabin życia. Więc
sami sobie winni. No i masek nie nosili do pracy. Dopiero po kilku dniach
potwierdzono, że kabin życia nie było – było kilka, ale nie na tyle żeby
umożliwić schronienie wszystkim pracownikom. Kilkunastu dostało się do jednej z
takich kabin, ale i tak zmarli z powodu braku tlenu – była tylko jedna butla z
tlenem. A te maski to też raczej jak z wystawy o górnictwie w Anglii na
początku wieku. Ktoś ładnie w Internecie porównał maski policjantów, którzy też
z gazem pojechali do Somy a maski górników.
Niech nikt nie myśli, że to jacyś złośliwcy opowiadają takie
brzydkie rzeczy o jednym z głównych sponsorów kampanii AKP – Soma Holding. Ten węgiel
rozdawany darmo jako kiełbasa wyborcza, to z tej kopalni. A żona właściciela
jest radną w Somie z ramienia AKP. AKP miało duże poparcie w Somie, bo ponoć
bez rekomendacji od lokalnego oddziału AKP nie można był dostać pracy. Ale nawet
mieszkańcy Somy się zorientowali, że są tylko mięsem dla premiera i wygwizdali
go, gdy ten w fanfarach przyjechał dwa dni po wypadku. To wtedy premier się tak
rozzłościł, że aż doszło do rękoczynów. Nota bene do somy wysłano ponad 1200
policjantów i tylko 400 ratowników. To wiele mówi.
Kurz powoli opada. Niby jest jakieś dochodzenie, ale w jego
wynik chyba już nikt nie wierzy. Jeden z doradców kopalni Orhan Kural,
inżynier, wykładowca na uniwersytecie technicznym w Stambule stwierdził, że
zatrucie tlenkiem węgla to „słodka śmierć”, bo bezbolesna. Rzekomo został źle zrozumiany. Ech, jak
słodko jest umierać za węgiel i 40 TL dziennie…