niedziela, 29 września 2013

"İşçiyiz, haklıyız, kazanacağız!" – jesteśmy robotnikami, mamy rację, wygramy!

Dla odmiany o czymś pozytywnym – w pewnym sensie. 

W centrum Stambułu, Şişli, mieści się kilkanaście fabryk tekstylnych. Podejrzewam, że warunki pracy są niewiele lepsze niż w sweatshopach w Azji. W styczniu br. właściciel jednej z fabryk, Kazova, nie zjawił się w swojej firmie. Razem z nim zniknęła szansa na wypłacenie zaległych za 4 miesiące pensji. Z dnia na dzień ludzie zostali bez pracy i właściwie bez możliwości domagania się wypłacenia zaległych pensji oraz rekompensaty z tytułu nagłego wypowiedzenia – jeżeli tak to można nazwać. W kwietniu okazało się, że nieobecny właściciel zaczął wywóz maszyn. Do tej pory słabo zorganizowani byli pracownicy Kazovej zebrali się pod fabryką i rozbili namiot. Z pomocą organizacyjną przyszedł Ruch Rewolucyjnych Robotników (Devrimci İşçi Hareketi). Dla niewtajemniczonych: jeżeli nazwa jakiejkolwiek organizacji w Turcji zawiera słowa „robotnik” lub „rewolucja” to jest to, z perspektywy władz, organizacja terrorystyczna. 

Więc ci „terroryści” pod koniec kwietnia przejęli opuszczoną fabrykę, naprawili własnymi środkami trzy maszyny i rozpoczęli produkcję. Nabywców znaleźli na dzielnicowych forach (od czasów Gezi wiele dzielnic utworzyła regularnie się spotykające fora, które zajmują się problemami dzielnic). 

Wczoraj w ramach akcji solidarnościowej z okupującymi fabrykę Kazova robotnikami zorganizowano pokaz mody. Na wybiegu pojawiło się kilku artystów, wśród mówców nie zabrakło moich ulubieńców czyli Rewolucyjnych Muzułmanów. Byli prawnicy z Argentyny opowiadający o 340 fabrykach przejętych w ten sam sposób przez robotników, gdy właściciele uciekli w kryzysowym popłochu. Jak to określił jeden z mówców – „tegoroczna moda to: okupuj, stawiaj opór (diren) i produkuj ”. Zagrali też m.in. Bandista i Grup Yorum, odtańczono halay. Generalnie dość piknikowa atmosfera. 

Z tego co zrozumiałam założono już lub na dniach zarejestrowany będzie kolektyw, który zarządzać ma fabryką. W planach jest też otwarcie kawiarni i kursu przygotowawczego do liceum i na studia (bez takiego kursu młodzież praktycznie nie ma szans na kontynuację nauki na poziomie uniwersytetu. Program szkolny nie jest bowiem kompatybilny z egzaminami końcowymi. Innymi słowy na studia idą ci, których stać na lata kursów przygotowawczych lub ci, którzy załapali się na stypendia oferowane przez różne religijne stowarzyszenia i sekty). Co ciekawe, obyło się bez interwencji policji – przynajmniej tych w mundurach nie było ;) Pewnie byli zajęci aresztowaniami obrońców zwierząt na Taksimie(zatrzymano 19 osób). 

Niech ta opowiastka o Kazowej będzie też pretekstem do przyjrzenia się bliżej sytuacji robotników w 17-stej nawiększej gospodarce świata, o czym premier przypomina na każdym kroku. 

Otóż ta fantastyczna gospodarka ma najgorszy wynik w Europie jeżeli chodzi o wypadki śmiertelne w pracy  i jest trzecia na świecie pod tym względem – tak podaje Bianet. Dzienna norma wypadków w/przy pracy to 4-7 osób. W sierpniu na przykład zginęło 147 a w lipcu 110 pracowników. Dlatego od jakiegoś czasu nad Bosforem nie mówi się o wypadkach w pracy, ale o morderstwach w pracy. Co miesiąc na Taksimie zbiera się grupa pod nazwą „Warta sumienia i sprawiedliwości” - chcą zwrócić uwagę na (nie)beżpieczeństwo w pracy w Turcji i wyrazić solidarność z rodzinami, które straciły bliskich. 

Pracodawcy za wszelką cenę starają się uniknąć pozwu sądowego, więc „dobrowolnie” wypłacają rodzinie zmarłego odszkodowanie zastrzegając przy tym, że wraz z otrzymaniem pieniędzy rodzina zrzeka się prawa do wniesienia sprawy do sądu. Jest to postępowanie jak najbardziej legalne, zgodne też z tradycją lokalna tzw. pieniędzy za krew (kan parası). Kan parası było i jest formą zadośćuczynienia za śmierć członka rodziny i pozwala też członkom rodziny odpowiedzialnej za śmierć uniknąć krwawej zemsty. 

Firmy odpowiedzialne za śmierć pracowników wypłacając kan parası unikają odpowiedzialności karnej za spowodowanie śmierci i w rezultacie nic się nie zmienia w kwestii warunków pracy. Sytuacja nawet się pogorsza – za czasów AKP ilość wypadków śmiertelnych w pracy rośnie…

Pisząc to przypomniał mi się student - jeden z głównych inżynierów nadzorujących remont starej fabryki Bomonti na zlecenie Hiltona. Pewnego dnia przyniósł dzienny raport nt. bezpieczeństwa budowy – nawet jako kompletny laik na podstawie zdjęć byłam w stanie zidentyfikować zagrożenia. Pamiętam kabel średnicy 5cm pod napięciem leżący w piwnicy na wpół zalanej wodą, przez którą robotnicy musieli ciągle przechodzić. Albo tablicę rozdzielczą z wystającymi kablami bez jakiegokolwiek zabezpieczenia. Ów student również próbował mi wyjaśnić, że budowa rusztowania ze schodami trwa dłużej niż takiego bez schodów. Przyznał, że rusztowanie bez schodów jest bardziej niebezpieczne, ale wzruszył ramionami, bo zleceniodawcom zależało na czasie. I jeżeli tzw. poważna, operująca również zagranicą firma budowlana oszczędza na schodach w rusztowaniach, to co dopiero jakieś mniejsze firemki zatrudniające 20 a nie 2 tysiące robotników? Ach, umknęłoby mi: mój student nigdy nie jada w zakładowej stołówce, bo raz kilkudziesięciu robotników wylądowało w szpitalu z ostrym zatruciem pokarmowym. 



sobota, 28 września 2013

Czwarty meczet



Pisząc ostatnio skupiłam się na Stambule - może to wynik lokalnego patriotyzmu? Wprawdzie o meczecie w Ankarze wspominałam wcześniej, ale warto go także postawić w szeregu ze stambulskimi, bo chodzi o podobną walkę o symboliczną dominację.


Tuzluçayir, dzielnica, gdzie na jednym placu budowy wraz z cemevi ma stanąć meczet, w przeszłości nazywana była "Małą Moskwą". Do przewrotu w l.80-tych ubrani po cywilnemu policjanci i faszyści (często to jedno i to samo) malowali na ścianach hasła "Komuniści do Moskwy". Główna (nie byłam, więc może jedna z głównych ulic - bo to "cadde" a te nigdy nie są małe) ulica dzielnicy nosi imię Süleyman Ayten - lewaka zamordowanego przez prawicowca/faszystę. To powinno już wiele mówić o charakterze tej okolicy, ale to byłoby mało. Tuzluçayir w 70% zamieszkana jest przez alewitów. Od dekad jest to "ulubiona" dzielnica policji i prawicowców, którzy bezkarnie mogą stosować dowolne środki wobec "nielojalnych" państwowo i narodościowo mieszkańców dzielnicy.


Nowy meczet i cemevi powstają w Kartaltepe-tuż za granicą Tuzluçayir. Problem polega na tym, że Kartaltepe ma swój meczet dla sunnitów - wystarczający na ich potrzeby, a alewici z Tuzluçayir jeżeli mieliby taką potrzebę, mogliby rozbudować istniejące cemevi.


Tymczasem F.Gullen, który bodajże w 2009 roku twierdził, ze alewici z Tunceli/Dersim nie mają religii (Tunceli, to jedna z tureckich nazw miast/regionów; dawniej Dersim - region zamieszkały przez Kurdów/Zaza w większości alewitów, zbombardowanych w l.1937-1938 w ramach "walki z feudalizmem"/tłumiąc powstanie. Cokolwiek to było, sprowadzało się do bombardowań, wysiedleń, palenia wiosek etc. Wtedy w boju wsławiła się S.Gokcen - pierwsza kobieta-pilot wojskowy w tureckiej historii. O ironio, lotniska w Stambule noszą jej imię, jak i Ataturka, który wydał rozkaz "walki z feudalizmem". Czyli stambulskie lotniska noszą imiona osób zlecających i wykonujących czystki etniczne) postanowił ufundować meczet dla sunnitów i cemevi dla alewitów. Na jednym podwórku.


Uznane to zostało za próbę asymilacji, ludzie wyszli na ulice. Ahmet zginął.


I czyż nie jest to kolejny przykład wymazywania historii? Marginalizacji? Polityczno-religijnej hegemonii?

poniedziałek, 23 września 2013

Trzy meczety



O zmianach urbanizacyjnych, gentryfikacji i neo-osmanizacji Stambułu można pewnie już napisać książkę. Od 2009 roku, odkąd mieszkam nad Bosforem, buldożery rozjechały trzy dzielnice i wjechały do dwóch kolejnych. Nie chcę być złośliwa, ale dziwnym zbiegiem okoliczności „rewitalizacja” objęła dzielnice romską, kurdyjską, grecką i lepianko-namioty migrantów z Anatolii, powstają też budynki w neo-osmańskim stylu. O tym jednak może innym razem. Dziś o meczetach. 

Zacznijmy od najbardziej kontrowersyjnego: meczet na Taksimie. Taksim to plac w sercu Beyoglu, które w czasach osmańskich było dzielnicą chrześcijan i cudzoziemców. Szyldy sklepowe mieniły się wieloma językami – francuskim, greckim, ormiańskim. Co za tym idzie w tej okolicy więcej jest zabytkowych kościołów niż meczetów. Wraz z ludobójstwem Ormian, upadkiem Imperium, wymianą ludności z Grecją a potem pogromem Greków dzielnica ta straciła swój chrześcijański charakter. Do opuszczonych kamienic wprowadzili się migranci z Anatolii. Nadal jednak była to dzielnica z tradycjami pierwszych kin i „europejskich” kawiarni. W czasach Republiki Takism stał się symbolem nowego reżimu. Jednocześnie ówczesne rządy raczej chłodno podchodziły do kwestii budowy meczetów. Gdziekolwiek. Budowa meczetów zaczęła się już/dopiero w czasach Menderesa w l.50-tych i nic już nie stało na drodze nowym projektom, a pod koniec l.60-tych Suleyman Demirel jako pierwszy wspomniał o meczecie na Taksimie. Żeby nie było jednak wątpliwości: na Beyoglu jest kilka meczetów, jednak nie są aż tak imponujące jak okoliczne kościoły. Nota bene zabytkowy meczet przy ulicy Istiklal zapadł się na skutek „rewitalizacji” sąsiedniej kamienicy, którą wedle lokalnej nomenklatury „odnowiono” kopiąc kilka pięter poniżej ulicy by zmieścić wielopiętrowe centrum handlowe. 

W l.90-tych prezydentem Stambułu został R.Tayyip Erdogan, wtedy z mandatu nielegalnej już Partii Dobrobytu. Przed wyborami ogłosił plan budowy meczetu wywołując tym burzę wśród środowisk obawiających się, że jest to początek islamizacji. W międzyczasie R.T.E. został premierem, ale nadal osobiście wymyśla i zatwierdza plany urbanizacyjne Stambułu. Na chwilę obecną wygląda na to, że meczet jednak zostanie wybudowany. 

Początkowo mówiono o budowie na terenie parku Gezi albo biblioteki im. M.K. Ataturka albo też w miejscu Centrum Kultury M.K.Ataturka (AKM). AKM, zbudowany na przełomie l.60tych i 70-tych jest solą w oku premiera. Nie wiem czy nie odpowiada mu nazwa, estetyka czy też fakt, że do zamknięcia w 2008 roku mieściła się tam opera, filharmonia i chór. W każdym bądź razie, AKM zamknięto celem renowacji i tak do tej pory nie wiadomo dokładnie co się dzieje w środku. W czerwcu premier zapowiadał wyburzenie, co wywołało falę oburzenia wśród demonstrantów w parku. Dotychczas park i AKM stoją a meczet ma powstać w miejscu parkingu między konsulatem Francji a stacją rozdzielczą wody (obecnie galeria sztuki a historycznie to stąd Taksim wywodzi swoją nazwę). Sprawiedliwości dziejowej stanie się zadość - meczet wreszcie będzie dumnie górować nad niewiernymi. 



Meczet na wyspie Büyükada (gr. Prinkipos). W tłumaczeniu z tureckiego jest to „duża wyspa”, zaś z greckiego „książę”. Zresztą wyspa należy do archipelagu Wysp Książęcych na Morzu Marmara niedaleko Konstantynopola. Początki osadnictwa sięgają czasów Justyniana II, gdy powstały pierwsze zabytki o charakterze sakralnym. Najważniejsze zachowane zabytki to katedra Aya Dmitri, Aya Yorgi oraz meczet Hamidiye, jest też synagoga i kościół ormiański. Po wymianie ludności w 1923 wyspa straciła swój grecki charakter i stała się miejscem wypoczynku nowej elity Republiki. Nie ma się czemu dziwić gdyż pozostawione przez chrześcijan wille są wyjątkowo urokliwe. Na tutejszych plażach można też było w l.30-tych zobaczyć całkiem odważne kroje kostiumów bikini. Nie dziwię się też Trockiemu, że właśnie tutaj postanowił pomieszkać przez kilka lat zanim udał się do Ameryki Południowej. Jednym słowem na wyspach kwitło życie towarzyskie Stambułu. Wszystkie wyspy archipelagu zamknięte są dla ruchu samochodowego co dodatkowo przyciąga spragnionych spokoju mieszkańców metropolii. Wiele się nie zmieniło w tym zakresie, ale wiele ma się wkrótce zmienić. 

Przez ostatnie 3-4 lata Turcja stała się zakupową mekką arabskich nuworyszy. I przecież nic nie odpręża po tygodniu zakupów jak wycieczka na wyspę. W weekend obok tureckiego drugim językiem jest arabski. Na promie może nawet i pierwszym. Zdaniem premiera arabscy bracia w wierze nie mają możliwości spełnienia swojego między-zakupowego religijnego obowiązku modlitwy(bo w Tayyipowej wersji islamu szóstym filarem jest konsumpcja). Istniejące obecnie 4 meczety rzekomo są niewygodnie i uniemożliwiają turystom wypełnianie religijnych powinności. W związku z tym powstać ma nowy, duży meczet. Protesty architektów – zaburzy to charakter architektoniczny wyspy; miłośników miasta – przecież to tradycyjnie chrześcijańska wyspa, meczetów jest ile trzeba na potrzeby obecnej populacji; mieszkańców i burmistrza – przydałby się szpital, inwestycja w wodne ambulanse, szkoły – wszystko to na nic, bo premier już zdecydował. Meczet powstanie i koniec. 



Który meczet jest największy na świecie? Ten, który powstanie w Stambule (oczywiście po wycięciu kawałka lasu) i według złośliwych (ale obawiam się dość prawdopodobnych) plotek nazwany imieniem jaśnie nam panującego nad Bosforem Tayyipa Erdogana (na marginesie w Rize jest już uniwersytet jego imienia). Meczet, z obowiązkowymi 6 minaretami ma pomieścić 37 tysięcy wiernych, muzeum, centrum konferencyjne, bibliotekę i podziemny parking. Ma być też sekcja dla VIP. Modły odprawiono i budowa ruszyła mimo, że Związek Architektów jak i Związek Urbanistów zaskarżyły projekt. Pomijając już w fakt, że w okolicy istnieje 14 obiektów o charakterze sakralnym, to tego typu gigantyczna konstrukcja zrujnuje sylwetkę miasta. Zresztą dokładnie o to chodzi premierowi, który chciał meczetu widocznego z każdego miejsca w Stambule. 



Te trzy meczety ilustrują coś znacznie rozleglejszego niż ulubiona przez wszystkich „re-/islamizacja”. Bynajmniej nie twierdzę, że te projekty nie mają nic wspólnego z ambicjami „re-/islamizacji”(termin krótki, ale trochę bezużyteczny, bo wypadałoby napisać długie wyjaśnienie, więc liczę na wyrozumiałość) Turcji, ale nie chcę tracić z oczu kilku innych kwestii. 

Po pierwsze, meczet na Taksimie i na wyspie powstają w sercu historycznie chrześcijańskich dzielnic. Dzielnic, których mieszkańcy zostali albo zamordowani i deportowani (Ormianie) albo deportowani (Grecy) lub zmuszeni do ucieczki na skutek pogromu (mam na myśli Greków w Stambule w 1955). Oczywiście oberwało się też innym mniejszościom chrześcijańskim i żydowskim. Wypędzenia przypieczętowano zagrabieniem majątków. Od samego początku Republiki, starano się wymazać z przestrzeni miejskiej pamięć o poprzednich mieszkańcach. Zmieniono nazwy ulic, miejscowości (oprócz chrześcijan ofiarą tej polityki padło wiele grup etnicznych Anatolii, zwłaszcza Kurdowie), zamknięto kościoły i szkoły religijne. Budowa meczetów wydaje się być kolejnym krokiem ku całkowitemu wymazaniu przeszłości. Mówi się, że brakuje meczetów, zapominając o podstawowym pytaniu – dlaczego w państwie, które było siedzibą kalifa były miejsca bez meczetów? Moim zdaniem różnica między przed-AKPowską a obecną polityką zapominania polega na motywach. W przeszłości działano z pobudek etnocentrycznych, nacjonalistycznych. Obecnie dominują motywacje religijne, ale nie tylko. 

Jest to też przejaw szerszego zjawiska osmanizacji Turcji. Reformy z l.20-tych miały na celu zerwanie z osmańską przeszłością. To co osmańskie stało się synonimem ciemnoty i zacofania. Najbardziej radykalnym przejawem odcięcia się od imperialnej spuścizny była zmiana alfabetu i właściwie wymyślenie współczesnego języka tureckiego. Gdyby dzisiaj dać tureckiemu licealiście tekst napisany w XIX wieku nie byłby w stanie go zrozumieć – nawet po transkrypcji na łaciński alfabet. Z kolei AKP z dumą wraca do osmańskich korzeni i bez zażenowania mówi o wskrzeszeniu dawnej chwały Imperium. Dyplomacja zdominowana (przynajmniej teoretycznie) jest przez doktrynę neo-osmańskich stosunków dobrosąsiedzkich. Pojawił się nowy styl w architekturze nawiązujący do klasycznego budownictwa poprzedniego reżimu. Według wyjaśnienia do projektu meczetu na Taksimie, ma on łączyć elementy dziedzictwa zarówno osmańskiego jak i republikańskiego. Z kolei meczet na wzgórzu Camlica, który ma swoją kopułą i 6 minaretami dominować nad miastem, ma chyba przywrócić nieco z blasku tradycji kalifatu. 

Budowa meczetów, które byłyby widoczne i zlokalizowane w prestiżowym miejscu miasta to także symboliczna wymiana elit. To coś na zasadzie znanego nam znad Wisły „teraz kurwa my”. Do l.80-tych praktykujący muzułmanie byli wykluczeni z gospodarczego rozwoju i państwowych posad. Wraz z neoliberalnymi reformami zapoczątkowanymi przez Turguta Ozala i armią szukająca przeciwwagi dla separatyzmu kurdyjskiego, zaczął powstawać islamski kapitał. Teraz, mając pieniądze i władzę, ci niegdyś dyskryminowani i wyśmiewani religijni muzułmanie mogą pozwolić sobie nie tylko na manifestację swojej obecności w społeczeństwie, ale nawet na domaganie się kawałka przestrzeni. Sekularyści płaczą, że anatolijska religijna ciemnota pcha się do centrów miast. Do tej pory grzecznie czekali w slumsach na obrzeżach, teraz wybierają polityków, którzy budują im meczety w samym centrum. 

Toczy się wojna. Wojna o pamięć, miejsce w historii i w społeczeństwie. A polem bitwy jest biedny Stambuł rozjeżdżany buldożerami. 

Jeżeli pominiemy symboliczny wymiar opisanych powyżej projektów, to pozostanie nam osobisty upór premiera w ich realizacji. Trzeba przyznać, że kwestia meczetu na Taksimie jest flagowym projektem R.T.E., który cierpliwie, bo już 20 lat, walczy o jego powstanie. Fakt, premier wychował się w Stambule, ale nie tłumaczy to chyba dlaczego każdy większy projekt w mieście wymaga jego błogosławieństwa. Na chwilę obecną wygląda to tak, jakby Tayyip wziął miasto w posiadanie. Wraz z tym władztwem przybył korowód inwestorów i innych magików od spekulacji, ale o tym to już naprawdę innym razem….



czwartek, 12 września 2013

Bez białych rękawiczek



Weekend był tylko preludium do tego, co się rozpętało teraz na ulicach. W poniedziałek w nocy policja zamordowała kolejnego demonstranta. Jest to trzecia ofiara śmiertelna z Antakyi (Biblijna Antiochia). W czerwcu od postrzału w głowę kanistrem z gazem zmarł Abdullah Cömert. W lipcu, po kilkunastu dniach w śpiączce zmarł w Eskisehir Ali Ismail Korkmaz, urodzony w Antakyi. W niedzielę w nocy Ahmet Atakan zginął od postrzału kanistrem z gazem.


Jakby tego było mało wojewoda oznajmił, że Ahmet wypadł z okna rzucając czymś w samochody policyjne. Władze upierały się na taką wersję wydarzeń pomimo relacji naocznych świadków. We wtorek po południu pojawił się raport z autopsji jasno wykluczający upadek. Wedle raportu śmierć nastąpiła w wyniku urazu głowy. Zanotowano też rozległe potłuczenia, które spowodowane były uderzeniem samochodem policyjnym. Policja bowiem nie tylko celowała w głowę Ahmeta z odległości 5-6metrów (a nawet na ładunkach z gazem jest wyraźnie napisane, że należy strzelać pod kątem 45 stopni co najmniej 120m od ludzi), ale również po upadku potrącił go samochód.


Tym samym demonstracje poparcia dla studentów z ODTU i alewitów z Tuzluçayır w Ankarze przerodziły się w marsze upamiętniające wszystkich zamordowanych od maja przez policję. Niestety, ale do tej pory żaden funkcjonariusz nie został oskarżony. W ogóle nikt nie został pociągnięty do odpowiedzialności za 6 ofiar śmiertelnych i ok. 10 tysięcy hospitalizowanych od maja do lipca demonstrantów.


Gdy Ethem zmarł od postrzału w głowę i prawnicy reprezentujący rodzinę domagali się ujawnienia nazwiska funkcjonariusza, który strzelał sam premier interweniował stwierdzając, że nie wyda „swoich” policjantów. Kilkanaście dni zajęło adwokatom ustalenia nazwiska policjanta widocznego na filmie nagranym podczas zajść. Był to jednak połowiczny sukces, ponieważ prokurator przyjął argumenty policjanta, który miał strzelać w obronie własnej. Video jasno temu przeczy, niemniej jednak morderca został zwolniony. Warto dodać, że decyzja prokuratora skutkuje brakiem jakichkolwiek sankcji wobec Ahmeta Ş .


Z kolei gdy Ali Ismail zmarł po miesiącu w śpiączce spowodowanej ciężkim pobiciem władze sugerowały, że to koledzy go tak pobili. Zeznania przyjaciela, który widział zarówno umundurowanych jak i nieumundurowanych funkcjonariuszy katujących Alego nie były brane pod uwagę. Również za sprawą tajemnych mocy zniknęło 20 min nagrań z kamer pobliskiego hotelu i bankomatu. Cóż za zbieg okoliczności. W końcu aresztowano kilku podejrzanych – nie ma wśród nich ani jednego policjanta. I pewnie nigdy nie będzie.


Takich przypadków jest jeszcze mnóstwo. Uczciwość jednak wymaga żeby nadmienić iż nie jest to kwestia policji pod rządami AKP. Policja tradycyjnie już stała ponad prawem w Turcji i AKP nic w tym sensie nowego nie wniosło do kultury politycznej. Jedyne co się zmieniło to profil ofiar. Do tej pory to, co widzimy teraz na ulicach Stambułu, Izmiru czy Ankary było chlebem powszednim w południowo-wschodniej Turcji. Dla mieszkańców Diyarbakir takie zachowanie policji, te ilości gazu itp. nie są ani nowe ani szokujące.


Złość, że kolejny człowiek zginął z rąk barbarzyńsko brutalnej policji i świadomość, że szanse na pociągnięcie do odpowiedzialności mordercy Ahmeta spowodowały masową mobilizację. Od pogrzebu Ahmeta trwają starcia z policją, która nie pozwoliła przejść żadnej kolumnie domagającej się sprawiedliwości. Dla tych, którzy obawiają się o legalność takich marszów, nadmieniam, że według konstytucji (art. 34) każdy ma prawo organizować pokojowe zgromadzenia bez uprzedniego zgłoszenia i bez konieczności uzyskania zgody. (o dziwo jest to konstytucja spisana przez wojskowych po ostatnim przewrocie w l.80-tych). Policja jednak pod pretekstem zakłócania ruchu nie pozwala na demonstracje i w momencie, gdy ludzie nie rezygnują ze swoich konstytucyjnych praw są traktowani wodą z chemikaliami, gazem i gumowymi kulami.


Wczorajsza noc była ciężka i dzisiejsza nie jest lepsza. W chwili, gdy to piszę, w Kadikoy (dzielnica w anatolijskiej części Stambułu) policja „zdobyła” szpital polowy założony przez wolontariuszy. Lekarze, tak jak w czasie protestów w parku Gezi, zostali pobici i aresztowani. Rannych (nawet tych ciężko rannych) zamiast odwieść do szpitala, aresztowano. O ile mi wiadomo takie akty są zakazane Konwencjami genewskimi. Są doniesienia o rannych z możliwością utraty oka – znów od postrzału gazowymi kanistrami.


Niech nie ma wątpliwości: policji krzywda się nie dzieje. Oprócz kilku kamieni, worków z mąką, które ludzie rzucają z okien (bo kto gazuje boczne ulice, gdzie mieszkają rodziny z dziećmi, osobami starszymi etc.?) nic się policji nie dzieje. Jakkolwiek władze mogą się starać przekonać opinię publiczną, że policja broni porządku publicznego, prawda jest inna. Policja broni rządu i bajki o sukcesie gospodarczym. Policja broni autorytarnego rozumienia władzy, która czerpie swoją legitymizację tylko z urn wyborczych, wykluczając obywateli z innych procesów politycznych. Taka jest też tradycja polityczna nad Bosforem zainaugurowana przez Ataturka i kontynuowana przez kolejne przewroty wojskowe. Rząd nie potrafi chyba inaczej reagować niż pałką i gazem. Państwo policyjne istnieje w Turcji od dłuższego czasu – różnica polegała na tym, która grupa miała „pierwszeństwo” przy pałowaniu i torturach. Fakt, ten konkretny rząd i obecnie jaśnie panujący premier dodają wiele od siebie, ale prawda jest taka, że w Turcji nie ma bardziej egalitarnych, partycypacyjnych i obywatelskich doświadczeń z demokracją/systemem politycznym. Część społeczeństwa z różnych powodów teraz zorientowała się, że oddała władzy za dużo władzy i chce odebrać utraconą suwerenność. Na ulicach z pozoru toczy się walka z policją (i umówmy się, to raczej akcje samoobrony, bo oprócz kamieni i sztucznych ogni demonstranci są bezbronni), ale to walka o władzę. A rząd/premier zamiast się podzielić, zachowuje się jak narcystyczny dzieciak… tupią nogami i świat ma się trząść w posadach. Ale jak na złość demonstranci się nie poddają. Teraz, gdy świat już nie patrzy – igrzysk olimpijskich nie będzie, za miedzą jest Syria i broń chemiczna – rząd zdjął rękawiczki i dał policji carte blanche.


I już zupełnie na koniec jedna uwaga. Na 6 osób zamordowanych podczas ataków policji na demonstrantów, aż 5 chłopaków pochodziło z alewickich rodzin. Mimo, że w Turcji mieszka ok. 12 mln alewitów – niektórzy mówią nawet o 25 mln., nie są uznawani za mniejszość religijną w rozumieniu traktatu lozańskiego i nie przysługują im żadne prawa. Ok. 20% alewitów to Kurdowie i ok. 25% Kurdów to alewici. Na to nakładają się jeszcze lewicujące poglądy charakterystyczne dla tej mniejszości. Wszystko to tworzy wielowymiarową i złożoną mieszankę tożsamościową. Niemniej jednak sądzę, że wieloletnie doświadczenie dyskryminacji, marginalizacji i czasem otwartych prześladowań czyni z tej grupy aktywną społeczność, która łatwo i skutecznie reaguje na nadużycia władzy, przemoc itd. Nie da się też ukryć, że policja zachowuje się o wiele brutalniej w dzielnicach zdominowanych przez alewitów. Hasła z parku Gezi domagające się m.in. wolności przekonań politycznych i religijnych, pluralizmu światopoglądowego oraz ukrócenia rozszalałej policji stanowią atrakcyjną mieszankę poglądów z perspektywy grupy, która w rządach zdominowanych raz to przez nacjonalistów, raz to przez sunnitów nie miała i nie ma i nie szansy na normalne i godne życie.

poniedziałek, 9 września 2013

Kolejny weekend nad Bosforem



Kolejny weekend nad Bosforem, kiedy nie można było zdecydować się co jest ważniejsze: starcie policji ze studentami w Ankarze, decyzja o tym kto będzie gościć Igrzyska 2020, protest przeciwko polityce asymilacji alewitów (bardzo często Kurdów) przez budowę meczetu i cemevi (alewickiego domu modlitwy) na jednym placu budowy za pieniądze Fethullaha Gülena (guru jednej z większych i bardziej wpływowych sekt) czy może obóz zorganizowany w pobliżu tego co onegdaj było lasem a teraz jest rozjechanym buldożerami placem pod budowę trzeciego mostu. No zapomniałabym – przez cały weekend park Gezi w centrum Stambułu był zamknięty – tak na wszelki wypadek, gdyby ktoś chciał „wykorzystać park do nielegalnej agitacji”. Tak naprawdę nie wiem, jaki jest oficjalny powód, ale wyobrażam sobie, że równie bezpodstawny i niedemokratyczny.


Ankara. ODTU to od lat ośrodek akademicki o raczej lewicującej proweniencji. I chociaż lewicowość w Turcji często utożsamiana jest z kemalistowskim sekularo-faszyzmem, jest to uniwersytet, którzy przyjął studentki noszące chustę w czasach, gdy inne uniwersytety na to nie pozwalały w imię światopoglądowej neutralności państwa. W piątek na teren kampusu (kampus mieści się na wzgórzu, dojechać można tylko małym autobusem a przy bramie ochrona dokładnie sprawdza legitymacje studenckie wysadzając „obcych”) dostali się przedstawiciele sekty Fethullaha Gülena i zachęcali pierwszorocznych studentów do zakwaterowania w akademikach prowadzonych przez wspólnotę. Akademiki te słyną z segregacji płciowej, dyscypliny i religijnej indoktrynacji, oprócz niewątpliwego wsparcia materialnego dla ubogich studentów. W czasie „rekrutacji” to akademików członkowie wspólnoty sugerowali, że w uniwersyteckich akademikach szerzy się prostytucja, aborcje i inne niemoralne okropieństwa – tak twierdzą studenci ODTU, którzy z na prędce przygotowanymi sloganami próbowali napiętnować i zniechęcić agitatorów. Zostało to przedstawione jako atak na studentki noszące chusty. Istotnie, kobiety, które zachęcać miały do fethullahowych akademików miały zakryte głowy. Zawrzało. Premier znów mówił o „ataku na moje zachuszczone dziewczyny”. Nota bene zaimek „moje” w odniesieniu do kobiet noszących chustę pojawia się w retoryce premiera bardzo często. Zaraz obok „mojej policji”.


Równolegle od kilkunastu dni prowadzone było czuwanie na terenie kampusu uniwersytetu. Cel? Podobny do tego z parku Gezi: uchronić drzewa i zielony kampus od drogi szybkiego ruchu jaka ma połączyć Ankarę z Konyą. W piątek wczesnym rankiem buldożery w eskorcie specjalnych oddziałów policji wtargnęły na teren kampusu i doszło do starcia między studentami i mieszkańcami pobliskiej dzielnicy a policją. Tradycyjnie już użyto przemocy i dużej ilości gazu a aresztowań dokonał Wydział do Walki z Terroryzmem(!). Podobnie jak w maju w parku Gezi, studenci nie stanowili zagrożenia dla uzbrojonych oddziałów policji. Na miejscu pojawili się parlamentarzyści, przedstawiciele Rady Architektów. Fakt, że kwestia budowy drogi i wiaduktu jest w sądzie i na chwilę obecną budowa jest nielegalna nie miały znaczenia. W okolicach południa starcia mieszkańców i studentów nabrały na sile i trwają do dziś (niedziela wieczór).


Pojawia się pytanie czy wkroczenie policji, która zdominowana jest przez zwolenników Fethullaha Gülena, nie było aktem zemsty za niegościnne przyjęcie agitatorów wspólnoty kilka dni wcześniej? Innym pytaniem, które się wszystkim nasuwa, to dlaczego budowa drogi, która oznacza wycięcie tysięcy drzew jest ważniejsza niż budowa metra – którego prezydent miasta od 1994 roku, Melih Gökçek, nie był w stanie rozbudować nawet o jedną stację w ostatniej dekadzie. Tymczasem buldożery w eskorcie policji wkraczają na teren kampusu. Kolejna sprawa, że jeszcze kilka lat temu wejście policji na teren kampusu nie było kwestią aż tak oczywistą, jak jest to teraz, gdy wszyscy rektorzy nominowani są przez rząd (oczywiście nie bezpośrednio, ale za pośrednictwem Komisji ds. Szkolnictwa Wyższego). Czy może jest to rzeczywiście próba złamania oporu studentów jednego z najbardziej aktywnych ideologicznie uniwersytetów? Zanim na dobre zacznie się rok akademicki?


Będąc w Ankarze nie można zapomnieć o innej dzielnicy, która też w chwili, gdy to piszę tonie w morzu gazu. Na niedzielę zaplanowana była uroczystość wmurowania kamienia węgielnego pod budowę meczetu (dla sunnitów) i cemevi (dla alewitów), które finansowane przez ruch Fetullaha Gülena miały stanąć na jednym placu budowy. A skąd te protesty? W odróżnieniu od sunnitów alewici nie mają m.in. dostępu do rządowych funduszy na budowę swoich domów modlitw, nie mają możliwości nie uczęszczania na lekcje religii w szkołach. Przejawy dyskryminacji na tym się nie kończą, a najbardziej dobitnym przykładem nienawiści religijnej było podpalenie hotelu w lipcu 1993 roku, w którym przy okazji konferencji przebywali alewiccy intelektualiści. W wyniku pożaru 35 osób zmarło. Sprawcy do tej pory nie zostali ukarani a ich obrońcy zrobili kariery w strukturach obecnie rządzącej AKP. W tym kontekście, gdy jeden z najbardziej wpływowych przywódców sunnickiego ruchu religijnego oferuje zbudować cemevi, kontrowersje z racji obaw o próbę asymilacji były przewidywalne. Dodatkowo w połączeniu z właściwie już historyczną wrogością między alewitami a policją starcia były nieuniknione. Na marginesie dodam, że wielu alewitów to Kurdowie, którzy nie mają pozytywnych doświadczeń z policją.


Zarówno w przypadku protestu studentów i alewitów policja użyła nieproporcjonalnej siły, znów biorąc ludzi za cel przy strzelaniu ładunkami z gazem. Brat zamordowanego przez policjanta Ethema Sarısülüka, Cem, został w niedzielę ranny od gazowego ładunku. Nie jestem w stanie ustalić dokładnej liczby osób zatrzymanych lub hospitalizowanych. Z moich szacunków wynika, ze przynajmniej 50 osób zostało zatrzymanych w ciągu ostatnich 3 dni.


Jednocześnie w kilku miastach Turcji doszło do marszów solidarności z Ankarą. Za każdym razem policja próbowała uniemożliwić zgromadzenia stosując brutalne środki w celu rozproszenia tłumów. W czasie, gdy w Buenos Aires decydowano który kraj ma gościć Igrzyska Olimpijskie 2020 policja strzelała do ludzi ładunkami z gazem w kilku najważniejszych miastach Turcji.


No właśnie, Igrzyska. Po raz piąty Turcja nie zakwalifikowała się jako gospodarz. Minister ds. Unii Europejskiej Egemen Bağış zapowiedział, że jeżeli Turcja nie zdobędzie nominacji to będzie to wina demonstrantów z parku Gezi. Melih Gökçek z kolei nazwał ich zdrajcami. Czy to oznacza, że teraz zacznie się polowanie na winnych? Niewątpliwie rozpieszczony sektor budowlany stracił wymówkę do realizacji wielkich inwestycji kosztem np. uboższych mieszkańców Stambułu czy też nielicznych oaz zieleni. A wszystko to odbywa się w cieniu możliwej wojny w Syrii z udziałem Turcji…