czwartek, 7 listopada 2013

Życie seksualne studentów


Dolar kosztuje już 2 liry, więc rząd zajął się wreszcie czymś poważnym – życiem seksualnym studentów. Prawda jest taka, że państwo siedzi w majtkach studentów już chyba od zarania republikańskich dziejów, ale tym razem pojawił się element religijny.

Zacznę od wątku osobistego. Pięć lat temu dostałam letnie stypendium rządu tureckiego i wysłano mnie do Izmiru – twierdzy kemalistów i rozwiązłych Turczynek. O akademikach wcześniej wiele słyszałam, ale raczej nie dowierzałam opowieściom. Głupia byłam. Już wprowadzając się do akademika znajomy, który mnie podwiózł (akademik był na końcu świata) został zatrzymany przed schodami na zewnątrz budynku – samcom poza pierwszy schodek wejść nie wolno. Więc sama wniosłam plecak, który natychmiast został przeszukany – nie powiedziano mi czego szukają. Dostałam pokój – z jedną metalową szafką zamykaną na kłódkę. Drzwi do pokoju nie miały klucza, gniazdka były chyba dwa – na cztery osoby. Był absolutny zakaz używania np. czajnika elektrycznego. Rzeczy rano nie mogłam zostawić na łóżku lub na stole- wszystko musiałam zamykać w tej jednej szafce. Dziewczyny, z którymi dzieliłam pokój – też stypendystki – wykazały się rewolucyjną odwagą, bo przygotowywały herbatę w pokoju – jedna z nas stała na straży na korytarzu. Po korytarzach bowiem od czasu do czasu przechadzały się strażniczki. Na korytarzach były też megafony – do czego służyły to za chwilę. 

Moim ulubionym rytuałem jednak było wieczorne podpisywanie listy obecności. Otóż przed północą wszystkie musiałyśmy z legitymacjami w rękach zjawić się w recepcji, gdzie strażniczki wystawiały listy obecności, które trzeba było po okazaniu legitymacji podpisać. Gdy któraś już spała lub co gorsza nie było jej w akademiku strażniczki darły się w megafony. Po złożeniu podpisu można było iść spać. Nie pamiętam już czy gaszono nam światło, bo po kilku dniach zaczęłam uciekać z tej kolonii karnej. Skorzystałam z przywileju przysługującemu obcokrajowcowi, a na dodatek kobiecie z Europy Środkowej. Co tydzień pisałam podania o zezwolenie na późny lub brak powrotu do akademika. Teoretycznie moi rodzice powinni na to wyrazić zgodę, ale na szczęście nie jestem Turczynką. Musiałam tylko podać adres, gdzie będę i numer telefonu osoby, z którą się zatrzymam. Takie zezwolenie miałam na jakieś 5-6 dni w każdym tygodniu – na więcej nie chcieli mi dać. Dzięki temu mogłam wracać kiedy chcę za cenę spojrzeń strażniczek. Gdybym była Turczynką nie byłoby to w ogóle możliwe – chyba, że za zgodą rodziców i to tylko raz w miesiącu pewnie. 

Mężczyzn teoretycznie obowiązywały te same zasady, ale jak to bywa w patriarchalnym świecie, samce są równiejsze. Nie tylko, gdy nie wracali na noc lub się spóźniali nikt nie dzwonił do ich rodziców, to także mogli zostać po północy na terenie przyakademikowych ogrodów. Nas spędzano do budynków, gdy oni mogli sobie do woli harcować po parku. 

Mój akademik nie był wyjątkowy – typowy państwowy akademik jakich mnóstwo w całej Turcji. 

Równie wesoło było, gdy wynajmowałam mieszkanie. Z pierwszego zostałam wyrzucona, bo odwiedzali mnie znajomi płci przeciwnej. Co ciekawe właściciel mieszkania, nie mieszkał w tym samym budynku, więc życzliwi sąsiedzi musieli mu donieść. Wyprowadziłyśmy się do innego mieszkania, gdzie od początku miałyśmy zakaz przyjmowania mężczyzn. Nawet w czasie przeprowadzki właściciel nowego mieszkania krzywo się patrzał na kolegów wnoszących nam meble na 3cie piętro. 

W Stambule nauczona wcześniejszym doświadczeniem od razu szukałam mieszkania „mieszanego”. Ogłoszenia są bowiem trojakiego charakteru: pokój/mieszkanie dla „panien”, „mężczyzn” lub dla „rodziny”. Wyłowić ogłoszenie bez wskazania na pożądaną płeć przyszłego współlokatora jest ciężko. I nie jest to bynajmniej, a przynajmniej nie zawsze, powodowane preferencjami osób, które już się wprowadziły – zazwyczaj jest to wola albo sąsiadów(!) albo właściciela mieszkania. Udało mi się znaleźć pokój w mieszkaniu, w którym było już dwóch studentów. Zanim się ostatecznie wprowadziłam jeden z nich obszedł wszystkich sąsiadów tłumacząc, że „siostra” się wprowadza i żeby źle o mnie nie myśleli. Gdy jakiś czas później szukałam kolejnego mieszkania, tym razem już z partnerem, też mieliśmy problemy. Wielokrotnie pytano nas o akt ślubu i gdy mówiliśmy prawdę nasi rozmówcy odkładali słuchawkę lub w oczy mówili, że to mieszkanie nie jest dla nas. W końcu chęć zarobku zwyciężyła i znaleźliśmy człowieka, który wynajął nam mieszkanie, ale pod warunkiem, że nie powiemy sąsiadom, że nie jesteśmy po ślubie. 

Pomimo iż nie należę do lokalnej kultury i zazwyczaj nie obowiązują mnie te same normy społeczne, miałam kłopoty mieszkaniowe. Mogę tylko wyobrażać sobie na jakie trudności natrafia Turczynka, która chce wieść podobny styl życia. Większość znanych mi kobiet kłamie i wyrzuca partnera na czas odwiedzin rodziny i modli się, żeby rodzina nie zgadała się z sąsiadami. 

Tym samym państwo i społeczeństwo stały na straży moralności już od dłuższego czasu. To jednak nie wystarcza premierowi, który w imię „konserwatywnej demokracji” chce jeszcze większej kontroli nad życiem seksualnym studentów. Rzekomo doszły go lamenty matek i ojców, którzy są przerażeni, bo ich dziecięcia nie mieszkają w moralnych warunkach. Premier zlecił kontrolę nad akademikami – jest tam bowiem tyle przestrzeni do mieszania się! Ale solą w oku są tak naprawdę prywatne mieszkania – sąsiedzi mają donosić na studentów, którzy łamią wartości rodzinne. A jak się okazało, że mieszkanie bez ślubu nie jest przestępstwem, to premier radośnie oznajmił, że stosowne zmiany w prawie mogą z łatwością być wprowadzone. Wicepremier próbował złagodzić ostry ton R.T.E., ale ten jeszcze bardziej się zagalopował proponując właśnie zmiany prawne. Pytanie kto i jak miałby nadzorować prywatne mieszkania pozostaje bez odpowiedzi. Na szczęście. Pewnie do czasu.

Problem polega na tym, że nawet jeżeli nie będzie żadnych zmian prawnych, to słowa premiera są sygnałem dla wielu jego zwolenników, którzy w imię „konserwatywnej demokracji” będą utrudniać studentom wynajem mieszkań. Z kolei ci, którzy nie będą mieć „moralnych” oporów będą mieć okazję do poniesienia czynszu. Będą bowiem ryzykować reputację wśród wszystkowiedzących sąsiadów i wyższy czynsz może im to rekompensować. Doprowadzić to może do de facto zakazu wynajmu mieszkań dla par i mieszanych grup studentów. Przy tym jak teraz wygląda wynajęcie mieszkania bez ślubu w Stambule dzięki zachęcie premiera wkrótce może to być niemożliwe z racji presji społecznej albo wyśrubowanych cen. 

Pozytywnie na nowy projekt rządu zareagowały jedynie środowiska LGBTQ – nigdy państwo tak silnie nie wspierało jednopłciowych związków. Bo skoro kobiety mieszkające z mężczyznami wchodzą z nimi w relacje seksualne, to trzeba założyć, że tego samego premier spodziewa się po mężczyznach lub kobietach dzielących pokój/mieszkanie. I tak islamski premier wprowadza homoseksualną utopię ;) 

To nie koniec pomysłów. Już dwa tygodnie temu pojawił się projekt wspierania młodych małżeństw. Moim zdaniem o wiele bardziej niebezpieczny niż kontrola mieszkań. Jak wiemy, premier marzy o silnej i prężnej Turcji. Czyli chodzi mu o tanią siłę roboczą i dużo mięsa armatniego. Stąd też od lat promuje model 3+2 a ostatnio nawet 4+2 czyli rodzice i czworo dzieci. Żeby dzieci było więcej i szybciej trzeba obniżyć wiek, w którym zawierane są małżeństwa. Średnia wieku dla kobiet to 23, 5 lat a dla mężczyzn 26,5 lat. 

Wkrótce, bo zakładam, że premier wyda stosowny dekret, studenci, którzy wstąpią w związek małżeński będą zwolnieni ze spłaty kredytu studenckiego. Genialne, prawda? Biorąc pod uwagę ogromną w Turcji presję rodziny na dziecko jak najszybciej po ślubie, wiele kobiet będzie narażone na ryzyko przerwania studiów. A bez studiów ciężej będzie o pracę, rozwód itd. W tej chwili zresztą istnieje w prawie zachęta dla kobiet żeby rezygnowały z pracy po ślubie. Kobieta, która teraz w ciągu roku od zawarcia małżeństwa zrezygnuje z pracy dostanie „odszkodowanie” w wysokości 3 pensji. Z tego co wiem większość kobiet pracujących legalnie z tego korzysta. Ja się pożegnałam w ten sposób z trzema koleżankami z pracy. Jeszcze inna zrezygnowała z pracy już przed ślubem. Znajoma pracująca w HR żegna się ze wszystkimi młodymi pracowniczkami, które wychodzą za mąż. Część z nich wraca do pracy po przerwie – często przerwie na dziecko. Mają jednak wykształcenie i doświadczenie, więc mają jak wrócić na rynek pracy, nawet jeżeli z trudnościami. Nowy pomysł premiera eliminować będzie kobiety z rynku pracy jeszcze zanim skończą studia. Tym samym wszystkie wskaźniki genderowe, które od lat w Turcji powoli pięły się w górę mają szansę spaść do poziomu sprzed nie-wiem-kiedy. 

Nie zapominajmy o tym, że dopiero kilka tygodni wraz z tzw. „pakietem demokratycznym” kobiety w chustach uzyskały dostęp do funkcji państwowych. W rezultacie bodajże cztery posłanki zjawiły się na obradach parlamentu w chustkach wywołując oburzenie ze strony wielu kolegów. Jednocześnie posłanka CHP, która ma protezę nogi jest nadal zobligowana do noszenia spódnicy mimo wielu protestów. Wielokrotnie zwracała uwagę, że zakaz noszenia spodni dla parlamentarzystek jest reliktem minionej epoki, a w jej przypadku dodatkowo obnażającym niepełnosprawność, którą chciałaby zachować dla siebie. 

Wbrew pozorom wszystko to wpisuje się w polityczną tradycję Turcji, gdzie od czasów Ataturka kobiety były polem ideologicznej bitwy. Najpierw nakazano się odsłonić i iść do pracy, nie zezwalając jednocześnie na faktyczną emancypację, gdyż ruch kobiecy niezależny od władz został zdelegalizowany. Dominował model kobiety zakrytej „od środka[1]”. Na zewnątrz miała nie nosić chusty, ale normy „moralne” obowiązywały ją takie same jak w przypadku norm religijnych. Więc po pracy do domu i do dzieci. Synów miały wychowywać na patriotów a córki na matki i żony tychże patriotów. Wprowadzony w latach 20-tych kodeks karny był tłumaczeniem kodeksu karnego faszystowskich Włoch. W ten sposób do 2004 roku, gdy wprowadzono nowy kodeks karny, zdrada małżeńska była przestępstwem, gwałt podpadał pod przestępstwa przeciw rodzinie a gwałciciel, który poślubił ofiarę unikał kary, nawet w przypadku gwałtu zbiorowego. To tylko najbardziej rażące przepisy. Kodeks cywilny, tłumaczony z francuskiego kodeksu Szwajcarii też był niewiele lepszy. Kobieta np. musiała uzyskać zgodę męża na podjęcie pracy. Nowy kodeks wprowadzono w 2001 roku. Oba akty prawne były rezultatem niezmordowanej walki organizacji kobiecych, którym udało się w znacznym stopniu poskromić anty-kobiece zapędy legislatorów. Nota bebe była to AKP pierwszej kadencji. Patrząc z dzisiejszej perspektywy aż trudno uwierzyć, że to ta sama partia polityczna poszła na aż takie ustępstwa względem żądań feministek. 

Od l.80-tych toczył się zażarty spór o prawo do edukacji kobiet w chustach, który fantastycznie został wykorzystany przez R.T.E. i który nadal służy mu do budowania poczucia wykluczenia i pokrzywdzenia przez świeckie elity. W ubiegłym miesiącu „zalegalizowano” chusty. Niemniej jednak debaty kto kobietom każe je nosić i czy ktoś każe się nie skończyły. 

Przytaczając tutaj bardzo skrótowo historię ruchu kobiecego w Turcji chciałam pokazać, że walka kobietami i życiem seksualnym nie jest narzędziem tylko tego rządu. Tak jak w wielu krajach kobiety są wygodnym polem walki o głosy wyborców i świetnym tematem zastępczym. W ostatnich tygodniach istotnie kwestie związane z wolnością kobiet są na pierwszym planie, nie jest to jednak specyfika tylko partii rządzącej obecnie. Do tej pory jednak państwo nie próbowało nadzorować tego co się dzieje poza akademikami (akademiki z ochroną studentek świetnie ilustrują wspominane wcześniej oczekiwanie wobec kobiet, że będą „zakryte od środka”). A w prywatnymi mieszkaniami zajmowali się sąsiedzi i presja społeczna. Sąsiedzi bez zinstytucjonalizowanego wsparcia są już wystarczającym utrudnieniem dla młodych „niemoralnych” ludzi a to co, może się teraz rozpętać poważnie ograniczy wolność młodych ludzi. 

Premier próbujący wytłumaczyć się z pomysłu nalotów na mieszkania, po angielsku: https://www.youtube.com/watch?v=2_d7d8DHMa4






[1] Internal veiling

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz